Pe. Henryk Kaminski SChr perfis de padres falecidos da província Sul Americana da Sociedade de Cristo (texto em polones e português)
Homilia wygłoszona na Mszy św. pogrzebowej śp. ks. Henryka Kamińskiego TChr
Zmartwychwstały Pan gromadzi nas dzisiaj na Eucharystii przy trumnie świętej pamięci ks. Henryka. Poprzez cała jego misjonarska i kapłańską posługę Pan Jezus pragnie dziś przypomnieć nam, że w życiu każdego z nas najważniejsza jest "wiara, która działa przez miłość" (Ga 5,6).
Wszyscy, którzy poznali ks. Henryka wiedzą, że był to misjonarz, który odznaczał się heroiczną wiarą. Uczył się całkowitego i bezgranicznego zawierzenia Bogu od Matki Najświętszej na modlitwie. Bez przesady można powiedzieć, że to Niepokalana nauczyła go, aby w każdej sytuacji życiowej "wierzyć nadziei wbrew ludzkiej nadziei" (por. Rz 4,18). Ks. Henryk jeszcze przed wstąpieniem do Seminarium Duchownego jako nastolatek w niezwykle niebezpiecznych latach hitlerowskiej okupacji, w najbardziej dramatycznych momentach bezgranicznie ufał i wierzył Bogu. Na początku 1940 r. w Warszawie został aresztowany przez gestapo za posiadanie sfałszowanych dokumentów. Oddajmy głos ks. Henrykowi: "Znalazłem się w więzieniu w Warszawie przy ul. Daniłowiczowkiej. Posadzono mnie w celi na 3 piętrze. Od samego początku zacząłem myśleć o ucieczce. Gdy pierwszy raz wszedłem do kaplicy więziennej, pomyślałem: jest to jedyne miejsce, z którego może udać się ucieczka. Okno z kaplicy więziennej wychodziło na wąską ulicę Daniłowiczowską. Na chodniku po stronie gmachu więziennego, dzień i noc pełnił straż wartownik z karabinem. Gmach więzienia nie był długi, stąd wartownik po dojściu do końca budynku wracał z powrotem. Zdawałem sobie sprawę, że ucieczka w pojedynkę nie ma szans. Po pewnym czasie, po obserwacjach, zwierzyłem się ze swojej tajemnicy więźniowi o nazwisku Zygmunt Drabik [...]. Nasze czynności przygotowawcze trwały około miesiąca. W więzieniu przebywałem już 4 miesiące. Celowo na dzień ucieczki wyznaczyłem 11 lutego - święto Matki Bożej z Lourdes. Ucieczka miała nastąpić z pierwszego piętra kaplicy. W wyznaczonej porze dotarliśmy do kaplicy. Po delikatnym otwarciu okna Drabik ciął siatkę. Ja w tym czasie wiązałem wcześniej przygotowane liny. Ostatecznie stanęło, że ja zjadę jako drugi. Tuż przed wejściem na okno mówię do swego partnera: teraz na kolana, odmawiamy "Pod Twoją obronę". Po modlitwie wychylamy się delikatnie przez okno, by obserwować kroki strażnika. Strażnika nie widać. Przerzucamy linę i Drabik zjeżdża. Nie utrzymał się. Z pewnej wysokości odpadł od liny i całym ciężarem ciała spadł na chodnik. Słyszę jego jęk. Zawahałem się: zjeżdżać czy nie? Ale szybko przyszło mi otrzeźwienie: jeżeli nie będę uciekał, jeszcze dzisiaj znajdą mnie i wieczorem będę rozstrzelany za próbę ucieczki, bo takie zdarzenia występowały. W imię Boże zjeżdżam. Pod sobą widzę leżącego i jęczącego przyjaciela. Na szczęście do leżącego dobiegło kilka osób z naprzeciwka, którzy widzieli naszą ucieczkę. Ja tymczasem przebiegłem ulicę i wpadłem na chwilę do kościoła, by podziękować Panu Bogu za uratowanie. Teraz dopiero zacząłem odczuwać silny ból palców u ręki. Lina przecięła mi ciało aż do kości. Gdzie podział się wartownik? Najprawdopodobniej w momencie naszej ucieczki wyszedł na chwilę do toalety. To był wprost przypadek, ale u Pana Boga nie ma przypadków. Dla mnie był to prawdziwy Boży cud za wstawiennictwem Matki Najświętszej, bo codziennie odmawiałem różaniec w tej intencji".
Ten dramatyczny epizod w życiu ks. Henryka wspaniale charakteryzuje jego osobowość, niezwykłą odwagę wiary, którą ks. Henryk odznaczał się w całym swoim kapłańskim życiu. Cała jego osobowość była nacechowana heroicznym zawierzeniem i oddaniem się w macierzyńską niewolę miłości Maryi. 10 kwietnia 1945 r. rozpoczął studia w Arcybiskupim Seminarium Duchownym w Gnieźnie. Święcenia kapłańskie otrzymał 11 czerwca 1949 r. z rąk ks. abpa Dymka. Zaraz po święceniach został skierowany do pracy wychowawczej jako prefekt, a później jako ojciec duchowny w Niższym Seminarium Duchownym w Ostrowie, Wolsztynie i Gostyniu. Był wspaniałym wychowawcą. Jego wychowankami są między innymi ks. abp Juliusz Paetz, abp Zenon Grocholewski, biskup kaliski Stanisław Napierała oraz bp Zawitkowski. Ks. abp Grocholewski w telegramie kondolencyjnym między innymi napisał: "Był on moim wychowawcą w Niższym Seminarium Duchownym w Gostyniu oraz przykładem kapłana w pełni oddanego służbie Kościoła. Wspominam go ze czcią i wielkim uznaniem, ze względu na jego walory osobiste i wychowawcze". Natomiast Biskup kaliski pisze: "Zmarły Kapłan był mi bliski. Poznałem go 47 lat temu w Gostyniu, na Świętej Górze, jako Dyrektora Oddziału Niższego Seminarium Duchownego Archidiecezji Poznańskiej. Wyróżniał się gorliwością o sprawy Boże, ewangelicznym radykalizmem, umiłowaniem Matki Bożej, pragnieniem rzeczy wielkich". Metropolita Poznański nie mógł osobiście uczestniczyć w pogrzebie z powodu wyjazdu do Rzymu, ale jest obecny w osobie swojego delegata, ks. bpa Zdzisława Fortuniaka. Ks. Henryk w 1954 r. wstępuje do nowicjatu Towarzystwa Chrystusowego, a po jego zakończeniu pełni funkcję ojca duchownego w Ziębicach na kursach filozoficznych. W latach 1957-59 zakłada i kieruje młodzieżowym teatrem objazdowym "Immaculata". Było to niezwykle wydarzenie ewangelizacyjne i teatralne w skali ogólnopolskiej. Szykanowani przez komunistyczne władze w ciągu dwóch lat istnienia zespołu "Immaculata" przedstawili przeszło 800 spektakli o tematyce religijnej. Przedstawienia odbywały się w przepełnionych kościołach, w salach teatralnych, a także na stadionach sportowych. Uczestniczyło w nich setki tysięcy ludzi, dokonywały się liczne nawrócenia. Była to z pewnością najbardziej spektakularna akcja ewangelizacyjna w Polsce w czasach komunistycznych. W latach 1963-1977 ks. Henryk przebywa na misjach w Brazylii i Argentynie, gdzie z wielką gorliwością zakłada nowe placówki misyjne i duszpasterzuje wśród polskich emigrantów i miejscowej ludności.
Po powrocie do Polski w 1977 r. przez 4 lata pełni funkcję kierownika referatu powołań. Miałem szczęście przez dwa lata (1978- 80) współpracować z ks. Henrykiem w referacie powołań. Mogę zaświadczyć, że był to kapłan całkowitego zawierzenia Chrystusowi przez Matkę Najświętszą. Dla niego modlitwa była tak konieczna jak tlen do oddychania. Nie będzie przesady w stwierdzeniu, że ks. Henryk nie wypuszczał różańca ze swojej ręki. Do serca wziął sobie słowa Ojca Świętego Pawła VI, że "jedną z najważniejszych potrzeb Kościoła jest obrona przed tym złem, które nazywamy Demonem". Często przypominał mi słowa kard. Augusta Hlonda wypowiedziane 16 sierpnia 1948 r.: Jesteśmy świadkami zaciętej walki między cvitas Dei a cvitas diaboli. Wprawdzie walka ta stale się toczy bez zawieszenia broni, walka najdłuższa i najpowszechniejsza. Dziś jednak na oczach naszych toczy się ona tak zawzięcie jak nigdy. Z jednej strony odbywa się zdobywczy pochód Królestwa Chrystusowego, z drugiej zaś strony ciąży nad światem łapa szatana, tak zachłannie i perfidnie, jak to jeszcze nigdy nie bywało. Nowoczesne pogaństwo, opętane jakby kultem demona, odrzuciło wszelkie idee moralne, wymazało pojęcie człowieczeństwa. Upaja się wizją społeczeństwa, w którym już nie rozbrzmiewa imię Boże, a w którym pojęcie religii i moralności chrześcijańskiej są wytępione bezpowrotnie. Wynik tej rozgrywki między cvitas Dei a cvitas diaboli nie nastręcza żadnej wątpliwości. Kościół ma zapewnione zwycięstwo: Portae inferni non praevalebunt adversus eam. Chodzi tylko o to, by każdy człowiek rzucił na szalę tego zwycięstwa zasługę moralnego czynu. Jeśli kto, to zwłaszcza my, kapłani chrystusowcy, winniśmy w tej decydującej walce stanąć w pierwszych szeregach. Od nas zależy, by godzinę triumfu przyspieszyć. Każdy z nas w tym boju ma wyznaczone stanowisko. Kto na wyznaczonym swoim stanowisku nie daje z siebie wszystkiego, jest zdrajcą sprawy Bożej i naraża na niebezpieczeństwo innych. Kto zaś z tej walki z wygodnictwa się usuwa, jest dezerterem z szeregów oficerskich Chrystusa. Ta ciężka rozprawa wymaga skupienia sił... Trzeba umieć poświęcić się bez reszty, jeżeli sprawa nieśmiertelnych dusz tego wymaga".
Ks. Henryk poświęcił się bez reszty sprawie ratowania dusz ludzkich przed wiecznym potępieniem. W czasach stanu wojennego potrafił wydawać w setkach tysięcy egzemplarzy książki o tematyce religijnej i rozprowadzać je na terenie całej Polski. Słynne w całej Polsce były przeźrocza i kasety o Całunie Turyńskim, Gwadelupie i inne, które ks. Henryk przygotował jako pomoc katechetyczną i duszpasterską. To, co po ludzku wydawało się niemożliwe, stawało się dla ks. Henryka rzeczywistością dzięki modlitwie różańcowej i heroicznemu zawierzeniu Matce Najświętszej.
Zainicjował w Polsce i kilka lat kierował Kapłańskim Ruchem Maryjnym. Zapisało się do niego 800 księży diecezjalnych i zakonnych. Organizował rekolekcje i dni skupienia dla księży. Do dzisiaj bardzo wielu księży w Polsce z wdzięcznością wspomina działalność ks. Henryka w Kapłańskim Ruchu Maryjnym, dzięki której umocnili swoją wiarę, pogłębili życie modlitwy, a wielu przezwyciężyło kryzys kapłańskiej tożsamości.
Ks. Henryk do końca wierzył, ufał i był posłuszny zrządzeniom Bożej Opatrzności. Całkowicie podporządkował się decyzji rozwiązania Kapłańskiego Ruchu Maryjnego, chociaż nie rozumiał powodów. To było najboleśniejsze doświadczenie w jego kapłańskim życiu. Przyjął je w duchu posłuszeństwa wiary. Po wypadku samochodowym, z którego wyszedł z życiem od 01.01.1984 r. przebywał na półrocznym urlopie zdrowotnym w Zakopanem. Kolejne siedem miesięcy był rezydentem w Goleniowie, a od 15.04.1985 kapelanem sióstr służebniczek w Zborowskim k. Lublińca. Później przez rok czasu, od 20 sierpnia 1986 r. był proboszczem w Sarbii, przez kolejny rok rezydentem w Goleniowie, a od 1 września 1988 r. został skierowany na kapelana sióstr urszulanek w Sokolnikach. Ponieważ zaczęły się pojawiać pierwsze symptomy choroby od 15 listopada 1992 r. zamieszkał w Puszczykowie.
W pierwszym okresie swojej choroby jego gorliwość i apostolski duch nie słabł, przyjeżdżał do Redakcji i zabierał po kilkadziesiąt egzemplarzy dwumiesięcznika "Miłujcie się", aby roznosić go po domach i zachęcać do prenumeraty. Ostatni etap swojego życia przeżył obciążony krzyżem cierpienia, które po ludzku wydaje się być bezsensowne, ale dzięki zjednoczeniu z Chrystusem, w ekonomii odkupienia ma nieskończoną wartość zbawczą. Ks. Henryk został odwołany do wieczności 7 września 1998 r. w wigilię święta Narodzenia Matki Bożej. Maryja, której ks. Henryk w sposób heroiczny wierzył, ufał i dał się prowadzić przez całą swoją kapłańską i misjonarską posługę, przeprowadziła go przez bramę śmierci na spotkanie z Jezusem Chrystusem, który przygotował niewyobrażalnie wielkie rzeczy tym, którzy Go miłują.
Homilia pronunciada durante a santa Missa fúnebre do falecido Pe. Henrique Kaminski SChr
O Senhor ressuscitado reúne-nos hoje na Eucaristia junto ao esquife do falecido Pe. Henrique. Através de todo o seu ministério missionário e sacerdotal Jesus Cristo quer hoje lembrar-nos que na vida de cada um de nós a mais importante é “a fé agindo pel amor” (Gl 5,6).
Todos que conheceram o Pe. Henrique sabem que ele foi um missionário que se distinguiu por uma fé heroica. Aprendeu a total e ilimitada confiança em Deus com a Mãe Santíssima, na oração. Sem exagero pode-se dizer que foi a Imaculada que lhe ensinou a em todas as situações da vida “esperar contra toda a esperança humana” (cf. Rm 4,18). Ainda antes de ingressar no seminário, como adolescente, nos anos extremamente perigosos da ocupação nazista, nos momentos mais dramáticos o Pe. Henrique teve uma ilimitada e confiante fé em Deus. No início de 1940, em Varsóvia foi detido pela Gestapo pela posse de documentos falsificados. Demos a palavra ao Pe. Henrique: “Fui parar na prisão em Varsóvia, na Rua Danilowiczowska. Foi deixado numa cela do terceiro andar. Desde o começo comecei a pensar em fugir. Quando pela primeira vez entrei na capela da prisão, pensei: Este é o único lugar de onde a fuga pode dar certo. A janela da capela da prisão dava para a estreita Rua Danilowiczowska. Na calçada, do lado do prédio da prisão, dia e noite montava a guarda um vigia com carabina. O prédio da prisão não era longo, então o vigia, após chegar ao fim, voltava novamente. Eu me dei conta de que para uma fuga individual não havia chances. Após algum tempo, após observações, confidenciei o meu segredo ao prisioneiro chamado Sigismundo Drabik [...]. As nossas ações preparatórias duraram cerca de um mês. Eu já me encontrava na prisão havia quatro meses. De propósito marquei para a data da fuga o dia 11 de fevereiro – festa de Nossa Senhora de Lourdes. A fuga devia ocorrer do primeiro andar da capela. Na hora marcada chegamos à capela. Após a cuidadosa abertura da janela, o Drabik cortou a grade. Eu enquanto isso fiquei amarrando as coerdas previamente preparadas. Finalmente foi decidido que eu seria o segundo a descer. Antes de subir à janela, eu disse ao meu companheiro: Agora, de joelhos, vamos recitar uma oração a Nossa Senhora. Após a oração debruçamo-nos cuidadosamente para fora da janela para observar os passos do vigia. Ele não estava lá. Lançamos a corda e o Drabik desceu. Mas não aguentou. De certa altura soltou-se da corda e com todo o peso caiu sobre a calçada. Eu ouvi os seus gemidos. Hesitei: Desço ou não desço? Mas rapidamente voltei a mim: Seu eu não fugir, ainda hoje vou ser encontrado e à noite vou ser fuzilado pela tentativa de fuga, porque casos assim aconteciam. Em nome de Deus fui descendo. Debaixo de mim eu vi o amigo deitado e gemendo. Por sorte, aproximaram-se dele algumas pessoas do lado contrário, que haviam visto a nossa fuga. Eu, enquanto isso, passei correndo pela rua e entrei por um instante na igreja, para agradecer a Deus pela minha salvação. Somente então comecei a sentir uma dor forte nos dedos da mão. A corda havia cortado a carne até o osso. Onde foi parar o vigia? Provavelmente, no momento da nossa fuga ele havia ido por um momento ao banheiro. Foi simplesmente um acaso, mas em Deus não existem acasos. Para mim foi um verdadeiro milagre divino por intercessão da Mãe Santíssima, porque todos os dias eu recitava o rosário nessa intenção”.
Esse dramático episódio na vida do Pe. Henrique caracteriza muito bem a sua personalidade, a extraordinária coragem e a fé com que se distinguiu em toda a sua vida sacerdotal. Toda a sua personalidade era assinalada por uma heroica confiança e pela entrega à maternal escravidão do amor de Maria.
No dia 10 de abril de 1945 ele iniciou os estudos no Seminário Arquidiocesano de Gniezno. Foi ordenado sacerdote no dia 11 de junho de 1949 pelo arcebispo Dom Dymek. Logo após a ordenação foi encaminhado ao trabalho educacional como prefeito e depois como diretor espiritual no Seminário Menor em Ostrów, Wolsztyn e Gostyn. Foi um excelente educador. Foram educando seus por exemplo o arcebispo Dom Julio Paetz, o arcebispo Dom Zenon Grocholewski, o bispo de Kalisz Dom Estanislau Napierala e o bispo Dom Zawitkowski. O arcebispo Dom Grocholewski, em seu telegrama de condolências, escreveu: “Ele foi meu educador no Seminário Menor em Gostyn e o exemplo de um sacerdote plenamente devotado ao serviço da Igreja. Eu me lembro dele com respeito e grande reconhecimento, em razão dos seus valores pessoas e educacionais”. Por sua vez o bispo de Kalisz escreveu: “O falecido sacerdote me foi próximo. Eu o conheci há 47 anos em Gostyn, em Swieta Góra, como diretor do Seminário Menor da Arquidiocese de Poznan. Ele se distinguia pelo zelo nas causas divinas, pelo radicalismo evangélico, pelo amor a Nossa Senhora, pela aspiração a coisas grandes”. O metropolita de Poznan não pôde participar pessoalmente do sepultamento em razão de uma viagem a Roma, mas está presente na pessoa do seu delegado, o bispo Dom Zdzislaw Fortuniak.
Em 1954 o Pe. Henrique ingressou no noviciado da Sociedade de Cristo e após a sua conclusão exerceu a função de diretor espiritual em Ziebice no curso de filosofia. Nos anos 1957-1959 fundou e dirigiu o teatro itinerante “Immaculata”, o que foi um extraordinário evento evangelizador e teatral na Polônia. Chicaneados pelas autoridades comunistas, no decorrer dos dois anos da sua atuação o conjunto “Immaculata” apresentou mais de 800 espetáculos de temática religiosa. As apresentações realizavam-se em igrejas cheias, em salas teatrais, bem como em estádios esportivos. Participaram delas centenas de milhares de pessoas e ocorriam numerosas conversões. Foi essa com certeza a mais espetacular ação evangelizadora na Polônia nos tempos do comunismo.
Nos anos 1963-1977 o Pe. Henrique trabalhou como missionário no Brasil e na Argentina, onde com grande zelo fundou novos núcleos missionários e pastorais entre os imigrantes poloneses e a população local.
Após voltar à Polônia em 1977, por quatro anos exerceu a função de promotor de vocações. Tive a felicidade de colaborar por dois anos (1978-1980) com o Pe. Henrique na promoção das vocações. Posso testemunhar que ele era um sacerdote de profunda entrega a Cristo por Maria Santíssima. Para ele, a oração era tão indispensável como o oxigênio para respirar. Não será exagero afirmar que o Pe. Henrique não de ter o rosário em suas mãos. Ele levou a sério as palavras do Santo Padre Paulo VI de que “uma das mais importantes necessidades da Igreja é a defesa contra aquele mal que chamamos demônio”. Com frequência ele me lembrava as palavras do cardeal Augusto Hlond pronunciadas no dia 16 de agosto de 1948: “Somos testemunhas de uma encarniçada luta entre a civitas Dei e a civitas diaboli. Na realidade essa luta se trava continuamente, sem armistício, como a luta mais longa e mais universal. Hoje, no entanto, diante do nosso olhar, ela se torna mais encarniçada do que nunca. Por um lado realiza-se a conquistadora marcha do Reino de Cristo, mas por outro lado pende sobre o mundo a garra do demônio, de forma tão ávida e pérfida como ainda nunca tem acontecido. O moderno paganismo, como que enlouquecido pelo culto do demônio, rejeitou todos os ideais morais, eliminou a conceito da humanidade. Embriaga-se com a visão de uma sociedade em que já não ressoa o nome de Deus, e na qual a noção da religião e da moralidade é exterminada sem piedade. O resultado desse embate entre a civitas Dei e a civitas diaboli não apresenta qualquer dúvida. A Igreja tem a vitória garantida. Portae inferi non praevalebunt adversus eam. Trata-se apenas de todo ser humano lançar no prato de balança dessa vitória o mérito da ação moral. E cabe principalmente a nós, sacerdotes da Sociedade de Cristo, apresentar-nos nas primeiras fileiras nessa luta decisiva. Depende de nós que a hora do triunfo seja apressada. Cada um de nós, nessa luta, tem uma posição determinada. Quem na posição a ele destinada não dá tudo de si é um traidor da causa de Deus e expõe ao perigo os outros. E que por comodismo se afasta dessa luta é um desertor das fileiras oficiais de Cristo. Essa difícil batalha exige a concentração de forças... É preciso saber sacrificar-se até o fim se a causa das almas imortais o exige”.
O Pe. Henrique dedicou-se inteiramente à causa da salvação das almas humanas da condenação eterna. Nos tempos do estado de sítio foi capaz de publicar em centenas de milhares de exemplares livros de temática religiosa e difundi-los na área de toda a Polônia. Famosos em toda a Polônia eram os slides e as fitas cassete sobre o sudário de Turim, sobre Guadalupe e outros, que o Pe. Henrique preparava como ajuda catequética e pastoral. Aquilo que humanamente parecia impossível, tornou-se para ele realidade, graças à oração do rosário e à heroica entrega à Mãe Santíssima.
Ele iniciou na Polônia e dirigiu por vários anos o Movimento Sacerdotal Mariano, no qual se inscreveram 800 padres diocesanos e religiosos. Organizou dias de retiro e de recolhimento para os padres. Até hoje muitos padres na Polônia recordam com gratidão a atividade do Pe. Henrique no Movimento Sacerdotal Mariano, graças à qual eles fortaleceram a sua fé, aprofundaram as suas orações e muitos superaram a crise da identidade sacerdotal.
Até o fim o Pe. Henrique acreditou, confiou nas disposições da Divina Providência e a elas foi obediente. Subordinou-se inteiramente à decisão da dissolução do Movimento Sacerdotal Mariano, embora não compreendesse as razões. Essa foi a mais dolorosa experiência em sua vida sacerdotal. Mas ele a aceitou em espírito de obediência e de fé.
Após um acidente automobilístico do qual saiu com vida no dia 01.01.1984, permaneceu seis meses em tratamento de saúde em Zakopane. Nos sete meses seguintes foi residente em Goleniowo, e desde 15.04.1985 capelão das Irmãs Servas em Zborowski, perto de Lublin. Depois, por um ano, a partir de 20 de agosto de 1986 foi pároco em Sarbia, no ano seguinte residente em Goleniowo, e a partir de 1 de setembro de 1988 foi nomeado capelão das Irmãs Ursulinas em Sokolniki. Visto que começaram a aparecer os primeiros sintomas da doença, a partir de 15 de novembro de 1992 fixou residência em Puszczykowo.
No período inicial da sua doença o seu zelo e o seu espírito apostólico não diminuíram. Ele vinha à redação e levava consigo algumas dezenas de exemplares da revista bimensal Amai-vos, para distribuí-los entre as casas e estimular à assinatura. Vivenciou a última etapa da sua vida sobrecarregado pelo peso do sofrimento, que humanamente parece não ter sentido, mas graças à união com Cristo, na economia da salvação, tem um infinito valor salvífico.
O Pe. Henrique foi chamado à eternidade no dia 7 de setembro de 1998, na vigília da Natividade de Nossa Senhoras. Maria, em quem ele acreditou de forma heroica, em que confiou e por quem se deixou conduzir durante todo o seu ministério sacerdotal e missionário, conduziu-o pela porta da morte ao encontro com Jesus Cristo, que preparou coisas extraordinariamente grandes para aqueles que O amam.
Pe. Miecislau Piotrowski SChr
|