Liczący prawie 105 lat salezjanin ks. Władysław Klinicki jest najstarszym polskim misjonarzem w Brazylii. Natomiast na drugim miejscu jest nasz współbrat ks. Józef Wojnar SChr. Ks. Józef niedlugo skończy 88 lata, z czego 63 lata w kapłaństwie, a od 56 lat na Ziemi Krzyża Południa
ks. Władysław Klinicki SDB przyszedł na świat w przeddzień I wojny światowej, na dalekich rubieżach dawnej Rzeczypospolitej, w diecezji mohylewskiej, w Kursku (dziś Rosja). 14 lutego 2020, we wspólnocie Św. Teresy, w brazylijskim São Paulo, będzie obchodził 105 urodziny. Ten Patriarcha salezjańskich misjonarzy 26 lipca 2019 r. świętował 85-lecie swej profesji zakonnej, a 14 lutego 77 lat kapłaństwa. Pomimo dolegliwości związanych z wiekiem, cieszy się – jak mówią – lepszym zdrowiem, niż niektórzy młodsi współbracia. Dni wypełnia modlitwą i posługą w konfesjonale. Zna 12 języków, mówi piękną polszczyzną i nigdy nie zrezygnował z polskiego obywatelstwa. Ks. Klinicki to gorliwy duszpasterz, ceniony kierownik duchowy, teolog, pisarz, dyrektor szkoły rzemiosł, kierownik chóru i orkiestry. Jest autorem wielu książek i ponad 300 listów do rodziny z pięknym przesłaniem i z wielką atencją dla matczynej miłości. Jego „praca najmilsza – jak mówi, to pamiętać o tym, że jest salezjaninem do końca życia”. Z zamiłowania: patriota, zakonnik i kapłan szerzący nabożeństwo ku czci Miłosierdzia Bożego, z ufną wdzięcznością dla Serca Jezusa, które niejednokrotnie uratowało go od śmierci. Propagator nabożeństwa do Maryi Wspomożycielki i wezwania: „Jezu, ufam Tobie!” Władysław Klinicki to syn Karola i Katarzyny (z d. Kitlińskiej), brat Bolesława, Marii, Stefana, Franciszka i Czesława (Janina i Wacław zmarli wcześniej). Pierwszym miejscem zamieszkania rodziców była Łódź, skąd wyjechali do Kurska, w poszukiwaniu pracy. Mama pracowała w służbie cywilnej, tato był na kolei przewodnikiem klasowych wagonów, tzw. salonek. W Kursku zaskoczyła ich I wojna światowa (1914), tam przeżyli Rewolucję Październikową (1917) i tam tyfus zabrał im ojca (1920). W 1921 r. mama powróciła do Łodzi, i wraz z sześciorgiem dzieci (przedostatni to Władysław), zamieszkała u swego brata, Antoniego Kitlińskiego. „Mamusia, Najdroższy Skarb” – jak o niej pisze, zajmuje szczególne miejsce w sercu Władysława. Książka pt. „O krok od śmierci”, gdzie opisuje swoją gehennę obozową, zawiera pewne wzruszające, niezatarte czasem wspomnienie:
„Którejś nocy, parę dni przed straszliwym bombardowaniem miasta Nordhausen i naszego obozu przez samoloty amerykańskie, wydarzyło się coś nadzwyczajnego – nasz garaż zamienił się w salę koncertową. Po ułożeniu się, jak zwykle, do snu, przy akompaniamencie żałosnych kłótni, przekleństw, skarg i gróźb, zobaczyliśmy nagle, że jeden z więźniów wstaje i zaczyna śpiewać po włosku głosem mocnym, porywającym, melodyjnym i pełnym uczucia:
Mamma son` tanto felice, perche ritorno da te... (Mamo, jestem tak szczęśliwy, bo powrócę do ciebie...). Nikt nie przerwał tego zaimprowizowanego koncertu. (…) Do mojego serca wróciła nadzieja, bo przypomniałem sobie, że moja mama codziennie modli się za mnie, o wzmocnienie moich sił i zachowanie woli życia”.
Także w nieludzkich warunkach obozu Gross-Rosen, wspólna modlitwa, z pamięcią o miłości matczynej, potrafiła ratować życie. Było tak np. wtedy, gdy młody więzień Antoni Kosowski, aktor z Krakowa, chciał popełnić samobójstwo. Ks. Władysław skutecznie odwiódł go od tego zamiaru: „Twoja mama żyje, a więc, przez brak opanowania i rozpacz chcesz zniszczyć swoje życie i skuteczność modlitwy swojej matki? Jezus Miłosierny chce i może dać nam wolność i szczęście spotkania z naszymi matkami. Ja też pragnę zobaczyć moją mamę”. Niedługo potem i sam Władysław potrzebował duchowego wsparcia. Wyznaje: „Po modlitwie z Antonim odzyskałem spokój i optymizm, pokładając w Bogu całą moją ufność”.
Powołanie kapłańskie to „największy dar, jaki Bóg mógł dać rodzinie. Kiedy syn opuszcza rodziców, Jezus zajmuje jego miejsce” – zapewnia św. J. Bosko, a św. J. Vianney pisze, że „po Bogu, kapłan jest wszystkim! On sam siebie pojmie w pełni dopiero w niebie”. Droga powołania Ks. Władysława jest naprawdę szczególna i doskonale potwierdza przytoczone myśli.
C. v. Ks. Władysława - Złotego Jubilata, rozpoczyna rok 1924 – Oratorium w Łodzi. „Tu, gdy miałem 10 lat, nauczono mnie modlić się Najświętsza Panno Maryjo, spraw bym zbawił duszę moją” – zapisuje w folderze, wydanym na tę okazję. Dalej, pod hasłem „Domy salezjańskie”, następują wydarzenia, miejsca i daty: „Małe Seminarium – Ląd 1930; nowicjat – Czerwińsk 1933; pierwsze śluby – 26 lipca 1934, w Czerwińsku; studia filozoficzne – 1935-1937 – Marszałki; asystencja – Warszawa i Supraśl – 1936, 1938, 1939; studia teologiczne – Wilno i Kraków 1939-1943. święcenia kapłańskie: 14 luty 1942, Warszawa”.
Tak więc, w wieku 18 lat, rozpoczął nowicjat w Zgromadzeniu Salezjanów, w Czerwińsku nad Wisłą. Tu, po roku, złożył śluby zakonne. Później, „jako młody kleryczek stawiał pierwsze kroki na księdzaboskowych ugorach warszawskiego zakładu na Lipowej, wśród 240 chłopców, przysłanych z warszawskich sierocińców na dalszą formację zawodową i duchową. Żadne wojny lat następnych, żadne prześladowania i kacety nie zdołały zatrzeć tych krótkich czasów warszawskich w tej młodej, a tak wrażliwej na wszystko dobre i piękne, młodzieńczej duszy” ( Ks. J. Kasprzyk, 1973).
W 1939 r. został skierowany na studia w Rzymie. Przed wyjazdem, spędzał wakacje na asystencji w Supraślu i tam zastała go wojna, a wkrótce potem okupacja sowiecka. Zamiast do Rzymu, pojechał do Wilna, gdzie przez trzy lata studiował w seminarium diecezjalnym i katechizował. Po zajęciu Wilna, Litwini internowali seminarzystów, a gdy tu wkroczyli Niemcy, zaczęły się represje. Wszystkich salezjanów aresztowano i osadzono w więzieniu na Łukiszkach. Hitlerowcy wypuścili duchownych litewskich. Profesorom rozkazali wyjechać w głąb Litwy, zaś polskich kleryków wywieźli na roboty do Niemiec. Kilkorgu z nich udało się zbiec z transportu jeszcze w Wilnie, potem w Grodnie, najwięcej uciekło w Warszawie. Do Frankfurtu nad Menem dojechało dwóch diakonów: Władysław Klinicki i Tadeusz Hoppe. Zostali zatrudnieni w firmie Voight und Haeffner. Zamieszkali na Hans Handwerkstrasse, daleko od miejsca pracy, za to naprzeciw domu sióstr zakonnych. Wstawali wcześnie, i mimo że pilnowani przez Gestapo, co tydzień spowiadali się i co dzień uczestniczyli we Mszy św. Ks. Klinicki z wdzięcznością wspomina pomoc ze strony Ks. Kapelana Ernesta Gerharda i sióstr.
Polakom pomagali także niektórzy niemieccy lekarze. Wydawali zaświadczenia, na podstawie których, mogli wracać do kraju. Skorzystał z tego diakon Klinicki. Kiedy w 1942 r. uległ wypadkowi przy rozładowywaniu wagonów, otrzymał dokument stwierdzający gruźlicę. Został więc oficjalnie zwolniony z pracy i powrócił do Warszawy. Tu zdał prywatnie zaległe egzaminy i w lutym 1943 r. otrzymał święcenia kapłańskie, razem z diakonem Edwardem Kisielem (późniejszym biskupem w Białymstoku), w kaplicy sióstr urszulanek, z rąk ks. bpa K. Bukraby. Miejsca pracy kapłańskiej Klinickiego to: Warszawa (1943, 1944), gdzie był katechetą; jako kapelan więźniów obozowych w Nordhausen, Alemanha, Hannoversch-Münden, Kurhessen Kaserne, Imbshausen, Hildesheim i Hannover-Buchholz w Niemczech (1945-1950); jako misjonarz, kapelan polonii w Quito, Cuenca, Guayaquil w Ekwadorze (1950-1967); następnie w Americana, São Paulo, Lavrinhas, Pindamonhangaba oraz w różnych domach formacyjnych w Brazylii (od 1968). Od 1990 r. przebywa na stałe we wspólnocie w São Paulo, gdzie polscy salezjanie rozwinęli działalność już w 1933 r.
„Gdy świat cały w krwi dziś tonie…
Jakoż można w miłość wierzyć?” (Szopka w Dachau)
Martyrologia czasu II wojny światowej krwawymi zgłoskami zapisuje dzieje wielu polskich salezjanów. To bohaterscy misjonarze w więzieniach, obozach, łagrach, na Syberii i wszędzie tam, gdzie się znaleźli. Ks. W. Klinicki był więźniem obozów niemieckich przez 5 lat. Przeszedł przez Gross-Rosen (z numerem 23867), Dora i Boelke Kaserne w Nordhausen, wymykając się cudem śmierci.
Gehenna zaczęła się po zamachu na Kutscherę, krwawego komendanta SS i Policji Regionu Warszawskiego. Niemcy wzmogli represje i nie ominęli salezjanów. 7 lutego 1944 wpadli do Zakładu i po długiej rewizji, postawili księży pod murem, improwizując egzekucję. Zakonników uwięziono na Pawiaku, a stąd część z nich razem z lazarystami, została odesłana do Gross-Rosen. Głód, choroby, a zwłaszcza sadyzm zbrodniarzy-dozorców, dziesiątkowały więźniów. „Mówiono im, że zapomną kim są i jak się nazywają” – notuje Ks. Klinicki i zaraz dodaje: „Kiedy cierpiałem, nie traciłem ufności w pomoc Bożą i dlatego Jezus Miłosierny dopomagał mi ustawicznie nieść swój krzyż, i zachował przy życiu, aż do chwili obecnej”.
W cytowanym świadectwie „O krok od śmierci” znajdziemy kolejny, znaczący epizod z tych koszmarnych czasów. Czytamy, że w obozie Boelke Kaserne, gdzie więźniowie spali na betonowej posadzce wielkiego garażu, Ks. Władysław rozchorował się i był bardzo osłabiony. Odważył się więc poprosić pielęgniarza o jakiś lek i jedzenie, choćby kawałek chleba. Powiedział mu, że jest kapłanem katolickim. Okazało się, że ten francuski pielęgniarz, także był księdzem. Wyjął z torby metalową puszeczkę, otworzył ją i pokazując białą Hostię, powiedział: „Tak, mam dla ciebie doskonałe lekarstwo. To lekarstwo jest bardzo skuteczne i bardzo ci drogie”. Gdy współtowarzysze niedoli dowiedzieli się, co Ks. Klinicki ukrywa w dłoni, z niedowierzaniem pytali: „tylko to?” Dzielny Kapłan odrzekł z naciskiem: „Ten lek może wyleczyć wszystkie moje choroby, uśmierzyć mój głód i uratować mi życie”. W puencie Autor podkreśla: „Była to najpiękniejsza Komunia Wielkanocna w moim życiu, największy i najbardziej nieoczekiwany dar Miłosierdzia Bożego, otrzymany na dnie nędzy i skrajnego opuszczenia”.
Droga Ks. Władysława na misje miała swój początek w Niemczech. Po wyzwoleniu abp Gawlina zatrzymał wszystkich kapłanów do pracy pośród byłych więźniów i przymusowych robotników. W tej grupie znalazło się 11 salezjanów. Czterech z nich nie wróciło do kraju, w tym Ks. Klinicki. Po ogłoszeniu demobilizacji wielu salezjanów nie mogło powrócić do Polski, gdyż ta znalazła się pod następną okupacją. Nie mając przed sobą przyszłości, zaczęli wyjeżdżać na misje do rozmaitych krajów (Brazylia, Dominikana, Stany Zjednoczone, Syria, Australia, Ekwador, Zair, Indie, Filipiny, Maroko, Anglia, Niemcy, Francja, Włochy). Wszystkie te wyjazdy były realizowane za granicą. Polska, to wówczas kraj za żelazną kurtyną. W latach 1945-1962 nikt stąd nie miał prawa wyjechać.
Ks. Klinicki, w dowód wdzięczności Jezusowi, wybrał misje w Ekwadorze. Później, jak sam opowiada: „Opuszczając Ekwador, niezbyt roztropnie, bo już miałem wtedy lat 53, w modlitwie, także nie bardzo roztropnie, odważyłem się prosić Jezusa Miłosiernego o 17 lat pracy w Brazylii, uważając, że po 17 latach pracy w Ekwadorze, już nie można prosić Boga o więcej, bo to byłoby kuszeniem Pana Boga, albo prawdziwym cudem”. Ten cud trwa do tej pory!
„Zostań z Bogiem. Modlitwa do Jezusa Miłosiernego w tym oddaleniu będzie nas łączyła. Twoja Matka. Łódź, 5 marca 1954 r.”
70 lat życia Ks. Klinickiego w tropikach Ameryki to trudna praca „Bogu na chwałę, ludziom na pożytek, nie oczekując nagrody” (W.K.). Lekcje religii, angielskiego i łaciny, ministranci, mały kler, I Komunie św., chór, młodzieżowe koła śpiewaków pod sztandarem „Jezu ufam Tobie”, oratorium, kancelaria… Wszystko po to, by – „najlepiej jak umie”, jako „kapłan salezjański, budować pokój i braterstwo w różnych częściach świata”. „Sam nie wiem jak mija tydzień za tygodniem i miesiąc za miesiącem. Po zmówieniu brewiarza i różańca idę spać i zasypiam przy dźwiękach cichej muzyki szopenowskiej” – pisze z Americany, gdzie nieustanny trzask pracujących warsztatów tkackich przypomina mu kochaną Łódź.
Wielka troska o wszystko, co polskie nie daje mu spokoju. „Dobre dzieci Ojczyzny – pisze – są jej chlubą i natchnieniem dla wszystkich narodów świata, znają wartość cierpienia, nie ulegają pokusie łatwizny życiowej kosztem innych, żyją zgodnie z Bożym Przykazaniem”.
Swym licznym penitentom powtarza słowa Pana Jezusa, skierowane do św. s. Faustyny: „Zbawię cię nawet wtedy, gdy sądzisz, że wszystko jest stracone”, a „Jezu ufam Tobie” to wciąż zwykły język jego codzienności.
Rzadko podróżuje po świecie (Europa, Afryka i w obie Ameryki). Jako spowiednik wędruje zaś często po domach amazońskich inspektorii, do czasu, kiedy w wieku ponad 80 lat, ma poważny wypadek samochodowy (Lorena, 12. 06. 1996), z którego wyszedł cało również tylko „dzięki Miłosiernemu Sercu Jezusa i wstawiennictwu Ks. R. Komorka”. Dotąd za to dziękuje. Twierdzi bowiem, że „Jezus daje nam zawsze więcej niż na to zasługujemy. Bądźmy gotowi czekać cierpliwie, prosić pokornie, ufać bezgranicznie i dziękować zanim coś otrzymamy”. Jest przekonany, że najważniejsza jest wdzięczność Bogu i ludziom. Ona też przynosi najwięcej szczęścia w życiu (W. K. 1993, 2006).
Pod Krzyżem Południa nie brak nędzy, dzielnic baraków skleconych z puszek po konserwach i dykty. Wielu tu młodych, zagrożonych, zepchniętych na margines. Szerzą się sekty synkretyczne, na podłożu kultury afrykańskiej i niebezpieczne ryty ezoteryczne. Ks. Klinicki otwarcie mówi o tym w udzielanych wywiadach. Podkreśla, ze misjonarz oprócz znajomości języka i przekazu zasad wiary, powinien szanować rodzimą kulturę oraz posiadać umiejętności praktyczne. Docierające do Polski opinie o pracy Ks. Klinickiego są pełne uznania: dobrze przyjęty, zawsze oczekiwany, „przez wszystkich w otoczeniu bardzo ceniony i kochany” (Bp miejsca, Lavrinhas, 1973).
Ks. Klinickiego, obok salezjańskiej pasji apostolskiej, wyróżnia działalność pisarska. Prócz wspomnianych pozycji polskich i obszernych skoroszytów dla polonii (jak np. „Polacy w São Paulo”, „Skarby narodu”), powstał cały szereg publikacji portugalskojęzycznych. Są to refleksje biblijne, rozmyślania ewangeliczne i o życiu duchowym, opracowania katechetyczne, o Kościele i papieżach, życiorysy, reportaże i prace historyczne, zwłaszcza o salezjańskiej szkole w São Paulo, która wychowuje i kształci 4 500 dzieci i młodzieży.
Na koniec jeszcze raz oddajmy głos Ks. Władysławowi, według którego jeden uśmiech może przywrócić wiarę i nadzieję sponiewieranym sercom i skierować je ku Bogu, naszej prawdziwej Radości (por. do Mamy, 1973):
„W sercu zawsze noś pogodę,
Choćbyś miał ze szczytów spaść na samo dno,
Choćby ci jak po grudach życie szło,
Ty roześmiej się i wierz
Że zdobędziesz to, co chcesz… bo wiara i ufność w Bożą opiekę to skarb, co ja zawsze mówiłem jako ksiądz i jak sam się o tym przekonałem w moim życiu bogatym w doświadczenia, pełnego tajemnic radosnych, chwalebnych i bardzo bolesnych. Dlatego to sobie samego i innych zawsze na duchu podtrzymuję, modląc się: JEZU UFAM TOBIE!”
Na podstawie: W. Klinicki SDB, Dzieci Ojczyzny, São Paulo 1999; O krok od śmierci, SOM Warszawa 1996; B. Kant SDB, Polscy salezjanie na misjach, Warszawa 200; T. Wyszomirski, 30 lat w tropikach. Wywiad z Ks. W. Klinickim, „Myśl Społeczna”, Wyd. „Caritas”, 43(1979), s. 4.
Z podziękowaniem dla Barbary Kubiak – Budziarskiej za udostępnienie listów, fotografii i innych materiałów autorstwa W. Klinickiego SDB.
opracowała s. Bernadetta Rusin FMA
Natomiast drugi polski Patriarcha wśrod polskiego duchopwieństwa w Brazylii to ks. Jozef Wojnar SChr
Ks. Józef Wojnar urodził się 11 marca 1932 roku w miejscowości Żołynia
W 1950 roku wstąpił do Towarzystwa Chrystusowego dla Polonii Zagranicznej. Studia seminaryjne odbył w latach 1951- 1958 w Wyższym Seminarium Duchownym zgromadzenia. 20 kwietnia 1958 roku przyjął święcenia kapłańskie w Poznaniu. Po święceniach pracował w parafii w Gryficach, następnie był ekonomem domu zakonnego w Poznaniu. W latach 1962-63 pełnił posługę w parafiach w Goleniowie i Szczecinie. W marcu 1964 roku przybył do Brazylii.Od marca do listopada 1964 roku pracował jako wikariusz w parafii Dom Feliciano RS, następnie do lipca 1965 roku pełnił funkcję kapelana braci marystów w Mendes gdzie równocześnie uczył sie języka portugalskiego. Przez ponad rok był wikariuszem w parafii Guarani das Missões RS. W latach 1966 - 1981 pełnił posługę proboszcza parafii w Dom Feliciano RS. W tym okresie pod jego kierunkiem został powiększony i zremontowany kościół parafialny. Dzięki jego staraniom zbudowano wiele kościołów filialnych oraz dwa salony. Poza pracą duszpasterską udzielał się społecznie. Organizował dokształcające kursy, obchody rocznic związanych z historią Polski, założył związek rolniczy, jak również byl inicjatorem powstania domu kultury emigranta i pomnika emigranta polskiego w Dom Feliciano RS. W dowód uznania za przeprowadzone prace otrzymał tytuł obywatela honorowego tego miasta. Natomiast za organizację obchodów stulecia emigracji polskiej od rządu stanowego Rio Grande do Sul otrzymał srebrny medal zasługi. W latach 1975 -76 studiował zaocznie filozofię na Uniwersytecie w Passo Fundo RS gdzie uzyskał stopień magistra. W latach 1981- 90 był proboszczem w parafii w Aurea diecezja Erechim RS powszechnie uznawaną za stolicę polaków zmieszkujących stan Rio Grande do Sul. Z jego inicjatywy powstała rada społeczna rozwoju miejscowości Aurea. Dzięki staraniom ks. Józefa zbudowanych zostało kilka kościołów filialnych, dwa centra katechetyczno - duszpasterskie oraz szpital im Jana Pawła II. W celu podniesienia poziomu rolnictwa zabiegał o utworzenie szkoły rolniczej w Aurea. Był inicjatorem powstania zespołu folklorystycznego "Auresovia" . Prowadził cotygodniową audycję w języku polskim w radio Gaurama. Ksiądz Józef był zaangażowany w paracach na rzecz emancypacji politycznej regionu. Dzięki jego staraniom Auria uzyskała prawa municipium stając się przez to niezależną jednostką administracyjną. Podobnie jak w Dom Feliciano tak rownież i w Aurea władze powiatowe przyznały księdzu Józefowi tytuł obywatela honorowego. W latach 1989 - 95 pełnił funkcję prowincjała Prowincji Towarzystwa Chrystusowego w Ameryce Południowej. W Domu Prowincjalnym zorganizował archiwum materiałów dotyczących emigracji polskiej w Brazylii. W 1993 roku został członkiem Parańskiego Instytutu Historyczno Geograficznego i Etnograficznego w Kurytybie. W latach 1995-97 w ramach studiów podyplomowych odbył kurs języka i kultury polskiej. W latach 1996-98 był proboszczem w parafii Benedito Novo SC. We wrześniu 1998 roku został mianowany proboszczem parafii w Quedas do Iguaçu PR dawniej nazywaną od imienia najmłodszej córki marszałka Pilsudskiego Jagodą. Oprócz dużego zaangażowania duszpasterskiego wybudowal wiele kaplic i przeprowadził remont kościoła parafialnego. W pracy duszpasterskiej szczególną troską otaczał potomków polskich emigrantów organizując życie polonijne w regionie. W 2011r zrezygnował z obowiązków proboszcza, nadal pomagając w parafii w charakterze rezydenta i angażując sie w zycie polonijne miejscowej wspólnoty polonijnej. We wrześniu 2018roku został przeniesiony do Domu prowincjalnego gdzie opiekuje się archiwum oraz biblioteką prowincji
ks. Jozef Wojnar SChr
|